środa, marca 6

GREAT BRITAIN EDITION

Nie pamiętam jak to było przez pół roku gapić się w sufit i nie mieć żadnych zobowiązań i robić nic, albo tylko to, na co spontanicznie przyjdzie ochota. Chyba narzekałam wtedy. Więc może nie będę narzekać teraz, bo generalnie nie dogodzisz o.O Ale faktem jest, że doceniam znacznie silniej każdą drobną chwilę, którą mam dla siebie. W której mogę zapchać głowę powietrzem i bezmyślnie dryfować. Spędziłam ostatnio 10 zajebistych dni z plecakiem na plecach i Teską u boku w Wielkiej Brytanii. Bardzo odświeżający psychicznie, oczyszczający, oderwany. I pełen inspiracji i pozytywnej ludzkiej energii. 




Nie mogę napisać, że bywałam w brytyjskich restauracjach :D. Portfele jak na tamtejsze ceny miałyśmy cieniutkie ^^. Żywiłyśmy się głównie kanapkami z chleba tostowego i doughnut'ami xD. I'm a doughnut monster! - jak ogłaszał napis na opakowaniu. :P Doughnut'y jedzone w nocy na przystanku, doughnut'y do piwa, doughnut'y jedzone w słońcu na trawie Necropolis w Glasgow. W końcu doughnut'y jedzone z szalonym starszym panem na ulicy. Doughnut'y z cukrem pudrem, doughnut'y z różową lukrową polewą i perełkową posypką *.* Doughnut'y z czekoladą i nadziewane marmoladą wiśniową. Wypchane powietrzem i pełne glutenu. Sztuczne, przesłodkie. PYSZNIE UZALEŻNIAJĄCE.







Udało nam się parę razy zjeść też coś normalnego. W Glasgow trafiłyśmy na tzw. Putlock party. Każdy z gości wchodzi ze swoim ulubionym jedzeniem. Podobno łosoś pieczony w folii na poduszce ze szpinaku i papryki był pyszny, ale tego nie mogłam spróbować :c. W Cardiff gotowałyśmy z naszym hostem. Pyszne i gorące warzywne stir-fry z czarnym i brązowym ryżem i sosem z czarnej fasoli + podsmażany makaron ryżowy z dymką *.* omniom niom. Szamane obowiązkowymi pałeczkami - doprawiane wciągającymi i inspirującymi rozmowami z rozbrajająco zabawnym Ermanno.
I prowizoryczne śniadanie na walijskich łąkach na wybrzeżu. Wiatr, kanapki z paprykarzem warzywnym, cheddarem i imbirowym dżemem morelowym.I owce. OWCE! :D Tysiące, miliardy powolnie, bezstresowo pasących się owiec. Ich flegmatyzm, mięciutkie futerko i drobne czarne kopytka. Czy ty też, kiedy patrzysz jak żują trawę, masz wrażenie, że świat zaczął działać w slow-motion? o.O Musiałam w którymś z poprzednich żyć być owcą. Mamy wspólny temperament i tempo życia xD.
No i Open Mic Night w Manchester w knajpie Deaf Institute. Bez jedzenia, bo już nas nie było stać, ale z dużą ilością fajnego alkoholu stawianego przez hmm chyba Laurę :P. I dużo alternatywnej muzyki na żywo. 




Wrócę na pewno. Na pewno latem. A później... może na dłużej? Pół roku? Rok? W Glasgow. Na pewno w Glasgow. I łąki. Walijskie łąki.




PZDR Z WIELKIEJ BRYTANII ;]


Oczekuj świeżych przepisów w najbliższym czasie. 

PS Jeśli będziesz kiedyś w Glasgow, polecam vegańską knajpę STEREO! Duży lokal z wysokoprocentowymi alkoholami i sporym klubem muzycznym w piwnicy. Plus - świeże, porządne i szybkie ekologiczne żarcie vegan terror. I fajna, pro-społecznościowa obsługa. Mega inspiracja dla mnie.
I cydr! KOPPABERG owoce leśne - jak gdzieś dorwiesz, nie waż się nie spróbować! :D