It'll be to my heart I listen
If it don't put me too far wrong
And if I, and if I
And if I need
a rhythm
It's gonna be to my heart I listen
If it don't put me too far wrong”
It's gonna be to my heart I listen
If it don't put me too far wrong”
Roisin Murphy „Ramalama”
TRENDY na aktualny 2016 rok?
Jak czytam gazety i LUDZI GASTRONOMII,
którzy typują rzeczy, które już były „na rzeczy” pod koniec
2015? Albo te niezawodne, które co roku o tej porze typować można?
Strach się bać. Bójmy się wystrzelić z tym, co naprawdę
czujemy. Albo bójmy się poczuć w ogóle? Lepiej kopiować i iść
w bezpieczne i wygodne. Bo może jak mnie czytają, to małpują i
wyjdzie, że jednak trafiłam?
CH*J WAM W DUPĘ wszystkie polskie
kulinarne gazety, blogerzy i kucharze, którzy raczą nas
RESZTKÓWKAMI.
2016 według Auy? Bardzo proszę.
Początek roku przez krótki – na
szczęście – okres będzie kontynuacją przesytu kuchnią
azjatycką. I COMFORT FOODEM, którzy co lepsi próbowali w Polsce
ruszyć po tym, jak pięknie rozpulchł w Anglii w drugiej połowie
2015, ale nie tak pięknie u nas, bo zbyt zajęci byliśmy egzekucją
glutenową i fasolowym reżimem.
Wiosna będzie lepsza, nie martwcie
się. Wiosna zachłyśnie się niedocenianymi w naszym kraju do tej
pory motywami Afryki i Maroka. Będą TADŻINY, kuskusy, bakalie,
rezurekcje kiszonych cytryn. Będą ananasy, brzoskwinie, cebule,
banany, plantany i szpinaki. Cynamony i przyprawy w niemielonych
ziarnach. Kto już to w menu ma, niech się tego trzyma. Nie straci.
A w okolicach wakacji wrócimy do tak już passé
według
wielu (btw. Co znaczy właściwie passé
w
kuchni? Smacznie to smacznie. Mam ochotę, to mam ochotę. Koniec)
kuchni śródziemnomorskiej. Na nowo zakręcimy klasyczne i
klasycznymi inspirowane, szalone makarony! Świeże warzywa i zioła!
Sól i pieprz. Oliwa i cytryna! I NIC WIĘCEJ. Nie trzeba.
Idąc
dalej w jesień... ta czuję, że będzie nieprzewidywalna. Myślę,
że będzie kolażem, bo nikt już siebie nie prześcignie. I z
pewnością ZUPY delikatnie ruszone już jesienią 2015 zawładną
emocjami. Bo tak nam daleko do domu i kołyski, że tylko zupą tą
tęsknotę będzie można poskromić.
A
zima? Kochani... Obyśmy dotrwali do zimy. Czego sobie i wszystkim
życzę. I wam jednego jeszcze...
Niech
wam nikt nigdy nie mówi co wolno, a czego nie wolno jeść. Co
dodawać, czego nie. Co jest trendy, a co będzie waszym towarzyskim
samobójstwem. Jesteście głodni? Macie na coś ochotę? TO WEŹCIE
I JEDZCIE. I JEDZCIE ŁADNIE. I JEDZCIE FAJNIE. I CIESZCIE SIĘ TYM
JEDZENIEM.
Z życzeniami najsmaczniejszego z lat,
Monika Fudała
PS. I przepis, który żadnej kategorii się nie trzyma. Po prostu jest. Maglowany przez wszystkich milion razy. Jeszcze nie przeze mnie. Kiedyś nie lubiłam kalafiora. Niech to was zachęci. A co!
- kalafior 1 główka
- musztarda rosyjska 1 łyżka
- koncentrat pomidorowy 1 łyżka
- papryka słodka 1/3 łyżki
- czosnek granulowany 3/4 łyżki
- tymianek 1 łyżka
- sól wędzona 1/3 łyżki
- sól 1/2 łyżki
- papryka ostra 1/2 łyżeczki
- pieprz 1/2 łyżeczki
- imbir proszek 1/3 łyżki
- ocet jabłkowy 2 łyżki
- olej 6 łyżek
wykonanie:
Wszystkie
składniki marynaty wymieszaj. Główkę kalafiora oczyść z
zewnętrznych liści i wytnij częściowo głąb. Oczyszczony
kalafior natrzyj dokładnie marynatą i włóż do naczynia
żaroodpornego. Zawiń folią aluminiową tak, żeby w miarę
możliwości nie dotykała kalafiora. Piecz w piekarniku rozgrzanym
do 200st przez 15-20min. Zdejmij folię i dopiekaj do MOCNEGO
zrumienienia. Podawaj gorący w całości (najlepiej w tej samej
brytfance, w której się piekł – na drewnianej desce). Obsyp zielskiem - niech wiedzą, że true.
***
I pamiętaj... jedzmy fajnie!