piątek, listopada 2

GOOD TO BE BACK... :]


Minęły niemal trzy miesiące od ostatniego wpisu. Wiele osób pytało mnie czy zarzuciłam już bloga. Jak widać nie. Przez te trzy miesiące moje życie biegło w szalonym tempie. Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj stawiałam pierwsze wystraszone kroki w Spółdzielni. Ale wiele już razem przeszliśmy. Wiele się zmieniło. I wiele się jeszcze zmieni. Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam być teraz w Anglii. Życie jest przewrotne. Trudno stwierdzić czy ja mam nad nim kontrolę czy ono nade mną. Życie jest przewrotne. Ale faktem jest, że nigdy nie miałam takiej swobody kulinarnej w żadnej pracy dla 'szefa'. Jestem w miejscu, gdzie wszyscy są równi i dobrze mi tu. Każdego dnia eksperymentuję, rozwijam się. Uśmiech naszych gości i pochwały z ich ust są nieocenione. Anglia odpływa przy nich daleko, daleko poza mój zasięg. Jestem ciekawa zimy. Czuję, że będzie przełomowa. Tak. To będzie dobra zima.  

A z okazji mojego powrotu - inspirowane cholerną jaskrawą zielenią mojego nowego cudo-mieszkania (10m2? O.o) i dziwną cukiniową fazą, w którą jakiś czas temu wpadłam - dwa zielone, cukiniowe przepisy ;). Let's twist it up!

SPAGHETTI Z PESTO I CUKINIĄ:



składniki:

pesto bazyliowe:
- pęczek bazylii
- garść startego grana padano (lub innego twardego, intensywnego sera)
- ząbek czosnku
- oliwa z oliwek
- sól
- sok z połowy cytryny (osobiście daję więcej, ale jestem uzależniona od cytryny xD)

plus:
- makaron spaghetti (1/4 - 1/5 paczki na porcję)
- kilka plasterków cukinii na porcję
- sól, pieprz

wykonanie:
Najpierw zmiksuj pesto bazyliowe z podanych składników. Makaron ugotuj tak, jak lubisz. Ja akurat wybieram al dente, ale wpieprzać rozgotowany to żaden wstyd :D. W czasie gotowania makaronu, rozgrzej na patelni oliwę i podsmaż na niej cukinię przyprawioną pieprzem i solą (krótko, ale na mocnym ogniu - ma być zrumieniona, ale wciąż półtwarda - dojdzie jeszcze na talerzu od ciepła własnego). w garnku wymieszaj odcedzony makaron z pesto. Wyłóż na środek talerza. Posyp wiórami parmezanu wyskrobanymi nożem. Ozdób świeżą bazylią i ćwiartkami cytryny, które każdy może wycisnąć do smaku. Talerz skrop pesto i smacznego! Jedz póki gorące.


ZIELONE RISOTTO NA BRĄZOWYM RYŻU Z ORZEŹWIAJĄCĄ PAPRYKOWĄ SALSĄ:


składniki:
- oliwa z oliwek
- 100g ryżu na porcję
- 1l bulionu
- 1 ząbek czosnku
- wiązka świeżego szpinaku
- zimne masło
- grana padano lub inny twardy, intensywny ser

salsa paprykowa:
- 1szkl. posiekanej w drobną kostkę kolorowej papryki
- sok z cytryny
- oliwa z oliwek
- mała garść posiekanej natki pietruszki
- sól, pieprz

wykonanie:

Zacznij od salsy paprykowej. Wymieszaj wszystkie składniki i dopraw do smaku. Cytryna powinna być wyczuwalna. Schowaj do lodówki.
Na patelni rozgrzej oliwę. Wsyp ryż i podsmażaj do zeszklenia. Usłyszysz jak delikatnie trzaska. Wtedy dodaj rozgnieciony czosnek, zamieszaj i wlej chochlę bulionu. Pozwól mu się wchłonąć, mieszając co jakiś czas. Dodaj kolejną chochlę. I tak do ugotowania ryżu. W przypadku ryżu brązowego to długotrwały proces, więc znajdź sobie jakieś poboczne zajęcie ;). Sprawdzaj co jakiś czas smak ryżu, bo w zależności od bulionu łatwo go przesolić. Jeśli uznasz, że jest za słony, zacznij dodawać wodę zamiast wywaru. Pod koniec gotowania ryżu, dodaj garść tartego sera i posiekany szpinak (ewentualnie dopraw pieprzem i sokiem z cytryny). Podgotuj jeszcze chwilę, aż zwiędnie. Wyłącz. Dodaj kawałki zimnego masła i pozwól mu się rozpuścić, delikatnie mieszając. 
Na patelni rozgrzej oliwę i podsmaż na niej paski cukinii (najlepiej małej). Przypraw solą, pieprzem i skrop sokiem z cytryny (uważaj - może się zapalić). 
Na środku talerza ułóż risotto. Możesz je uformować ręcznie, za pomocą drewnianej łyżki lub przy użyciu specjalnych metalowych obręczy kucharskich. Na ryżu rozłóż paski cukinii. Naokoło wyłóż schłodzoną salsę paprykową. Całość skrop pesto lub oliwą i podawaj.  

***

PS
Spotkało mnie powszechne niestety w blogowych kręgach przykre doświadczenie. Ktoś przywłaszczył sobie przepis na moje vegańskie burgery :c. Drodzy blogerzy, małe ostrzeżenie dla was. Wklejam link do bloga my little vegan world. I dla porównania oryginał: http://foodaua.blogspot.com/2012/05/my-ultimate-vegan-burger.html. Smutne, że support google olewa sprawę. Ale doceniam administratorów vegespot.pl, którzy na moją prośbę usunęli ten wpis ze swojego serwisu. Wielkie dzięki ;). 

Tyle na dziś. Czytamy się znów niebawem. Wracam na dobre z bagażem wytwistowanych w kosmos pomysłów! :D

Wierzcie we mnie i pamiętajcie... jedzmy ładnie!